28 cze 2009

niedzielny spacer z psem w lesie

Psa zdefiniuję jednym słowem.
Pies jest stworzeniem uczuciowem.
Wiem też z doświadczeń - własnych, owszem,
Pies mokry jest najuczuciowszem.
Ogden Nash / Stanisław Barańczak


13 cze 2009

z ostatniej wizyty z księgarni...

Nawet jeszcze dokładnie nie przeczytałem: ani Lusterka z futra (Z. Beszczyńska) ani Mrówka wychodzi za mąż (P. Wechterowicz) ani Zakochanej Akiko (A. Guillope). Ale jakieś ładne mi się wydały i okładki zamieszczam. Na pewno do nich wrócę!

z cyklu "znani i lubiani czytają Harry Pottera"...

11 cze 2009

Czytam sobie:... Kirsten Boie „To nie Chicago”


Przerażająca książka. Z tego samego typu co Czekoladowa Wojna Cormiera czy Władca much Goldinga. Książka o tym, ze ludzie mogą być bardzo źli. Bez przyczyny. Ich istnienie udowadnia egzystencje szatana, czy też właśnie Belzebuba „władcy much”. Niklas, trzynastoletni bohater powieści Boie pada ofiara prześladowania ze strony swojego nowego kolegi z klasy, osobnika cokolwiek demonicznego: inteligentnego i czerpiącego ogromną przyjemność z owego udręczania. Karl, chłopak z dobrego domu, manipuluje ludźmi, wykorzystuje bezgraniczne zaufanie swoich rodziców, ustawia grupę kolegów, która zapewnia mu alibi i nietykalność w dręczycielskiej działalności. Kradnie sprzęt elektroniczny, upokarza, bije, doprowadza do sytuacji, w której Niklas jest kompletnie zaszczuty i do tego posądzany przez wszystkich o bycie kłamcą. Rodzice ofiary są bezradni, bezradna wobec „niewielkiej szkodliwości” jest policja, nauczycielce brakuje podstawowego instynktu czy też doświadczenia pozwalającego pomóc terroryzowanemu chłopcu.

Autorka misternie przygotowała warunki rozwoju fabuły (napina zresztą trochę przy tym cięciwę prawdopodobieństwa), tak aby wszystkie karty atutowe znalazły się w rękach łobuza. Pomimo pozornie otwartego zakończenia powieści czytelnikowi nie pozostawia się żadnych złudzeń co do tego, że zło nie zostanie ukarane.

Myślę sobie, że to nie jest powieść do samodzielnego czytania. Nie znajdzie w niej pocieszenia ofiara szkolnej przemocy. Przeciwnie – czytelnik z tego rodzaju kłopotami zamknie To nie Chicago w przekonaniu, że jest ostatecznie skazany i znikąd nadziei. W tym kontekście książka jest zdecydowanie „antyterapeutyczna”!

Jedyna (tak!) wartość powieści To nie Chicago może się zrealizować w trakcie publicznych debat w klasie szkolnej lub w trakcie intymnych dyskusji z rodzicami. Kto popełnił błąd? Co należałoby zrobić? Co Ty byś zrobił? Co ja bym zrobił? Czytanie tej powieści, wspólne odpowiadanie na takie pytania być może pozwoli przygotować się na zło. Oby nie nadeszło.

8 cze 2009

od czapy zupełnie, ale prawie rocznicowo..

Jestem jednym z tych, którzy gotowi są w ekstazie świętować 4 czerwca. Czerwoni w jakiejś mierze ukradli mi najładniejszy kawałek życia, lata 1981-1989. Koniec szkoły średniej, całe studia spędzone we wstrętnej, beznadziejnej szarzyźnie... 

A jednak jest jeden, malutki, drobniutki aspekt tamtych czasów za którym tęsknię. Wchodziłem do - owszem! - burej i brudnej kawiarni i zamawiałem ... kawę. KROPKA. Kawę!

W ostatnich latach musiałem bowiem zrezygnować z picia mego ulubionego napoju w miejscach publicznych. Kiedy prosze o "kawę" jestem zasypywany gradem nonsensownych pytań: "latte? machiato? espresso? cafe americano? Przedłużone? Mlekiem przedłużone czy wodą przedłużone? Orzechowa? Czy może etiopska? może mocca orzechowa? Capuccino? Z czekoladą? cynamonem? Posypać mielonymi orzeszkami z drzewa dupu-dupu? A może tymi prażonymi na miedzianej patelni, na której wcześniej prażono banany?" 

A ja chce po prostu kawę z ekspressu.W objętości: kubek. Próba wytłumaczenia o co mi chodzi kończy się nieodmiennie otrzymaniem naparstka z czarną smołą. Spozywam go przez ... gulp... 1,5 sekundy. I czuję się dość głupio, bo nie wiem czy mam zamawiać dalej, czy iść?  Kiedyś, w dobrych czasach, paliłem papierosy, co jakoś usprawiedliwiało pozostanie w kawiarni,  ale teraz... 

A tak serio: kocham ten problem. Za każdym razem, kiedy łykam obelżywe odpowiedzi na grad w/w nonsensownych pytań i tak w środku się cieszę. 

6 cze 2009

Nudziarstwo czyli zmierzch dzieciństwa

Zdarzyło mi się coś paskudnego: nie mogę sobie przypomnieć nazwiska autora ani tytułu publikacji, która chodziła mi po głowie przy czytaniu dyskusji na brombowym forum...

Oto autor ten twierdził, że stosunek do dzieciństwa zatoczył rodzaj koła: do końca XIX wieku dziecko było traktowane jako taki niepełny dorosły, rodzaj larwy. Dzieciństwo zaś jako stan, który trzeba przetrwać i wyjść z niego, aby jak najszybciej wejść we właściwą, w pełni człowieczą postać. Przełom XIX i XX stulecia i głównie recepcja koncepcji Freuda odnajdujących w dzieciństwie immanentną wartość zmieniły tę sytuację. Dziecko przestało być jedynie przedmiotem działań pedagogicznym, „upodmiotowiło się”, dzieciństwu przyznano wartość i prawo do celebrowania, uznano je za jeden z oddzielnych, pełnoprawnych – więcej!- wyjątkowo kreatywnych okresów w życiu. Pojawił się koncept dziecka- naturalnego artysty, jak również  inny: artysty - wiecznego dziecka. Helen Key obwieściła wiek XX jako stulecie dziecka...

Autor eseju, którego nazwiska nie mogę sobie przypomnieć (pomocy!) twierdzi, że na progu wieku XXI mamy do czynienia ze specyficznym powrotem do koncepcji dzieciństwa sprzed przełomu modernistycznego.

Objawem takiego powrotu miałoby być na przykład likwidowanie stref tabu, które przecież także w jakiś sposób wyznaczały granice dzieciństwa. Z dzieckiem należy rozmawiać jak z dorosłym! Niczego nie ukrywać. Przebojem kultury masowej są produkty cross over – do oglądania/użytkowania przez wszystkich, bez względu na wiek (vide: „Shrek”). Ekrany i strony bulwarówek zaludniają dziecięco-dorośli celebryci (jak ongiś Macaulay Culkin czy obecnie aktorzy z HP czy High School Musical). 

Na poznańskim Biennale Sztuka Dla Dziecka byłem świadkiem znamiennej dyskusji: rozprawiano nad postulatem zaniechania użytkowania tego małego "dla". "Sztuka z dzieckiem" - taka formuła na dziś i na jutro jest proponowana. Jak łatwo dostrzec pomysł ten zrównuje dziecko i dorosłego. Paradoksalnie  idzie więc w kierunku konstatowanym przez tezę autora którego nazwiska nie moge sobie przypomnieć (co za wstyd!).

Teza pewnie ryzykowna i trudna do obronienia, ale przypomina mi się kiedy czytam o tym, że książka ma być „obrazowa” a nie „obrazkowa”, dzieciom należy pokazywać „niedźwiedzia” a nie uwłaczającego ich sprawności intelektualnej i upupiającego je „misia”. Teksty i ilustracje książek nie muszą być przystosowane do potrzeb dziecka (bo to dla nich obraźliwe), nie mają bawić, podobać się,  lecz mają stanowić wyzwanie i edukować, konfrontować z trendami sztuki współczesnej. Wraca więc natrętny dydaktyzm, przychodzi w wyrafinowanej formie, przybywa ze strony najbardziej zaskakującej:  ze środowisk artystycznych...  Zresztą czy zaskakującej? 

Przekleństwem przyświecającym temu powrotowi do konceptu dzieciństwa wtłaczanego w dorosłość jest  powtarzana do mdłości  dyrektywa, że dla dzieci należy pisać jak dla dorosłych tylko lepiej! Sądzę, że dla dzieci należy pisać/ilustrować jak dla dzieci i jak najlepiej....

Tak strasznie często z dyskusji (tak literatów jak i artystów grafików) przebija przedziwne, choć niezwerbalizowane przekonanie, że nie ma czegoś takiego jak wyznaczniki twórczości DLA DZIECI. Wraca koncept, że najlepsze rzeczy dla dzieci to te, które są już prawie ... dla dorosłych! To jest największy komplement współczesnego recenzenta: „książka będzie się podobać dorosłym czytelnikom”. Książki takie jak „Kotka Brygidy” Rudniańskiej (powieść, która moim zdaniem dla dzieci nie jest wcale!) są w takim ujęciu najpiękniejsze i najbardziej fetowane przez „dziecięcą” krytykę literacką.

A dlaczego to bogato ilustrowana książka dla dzieci, z interesującymi relacjami pomiędzy tekstem a obrazem nie może być "obrazkowa"? (na marginesie przypomina mi się „Idzie skacząc po górach”, gdzie można znaleźć świadectwo, że bohema malarska w latach ’60 mówiła czule o swoich płótnach „obrazki”). Co w tym złego ? Poza tym, że wtłacza ARTYSTĘ do zawstydzającego getta tworzących dla ... brrrr... dzieci !

 

Z literaturą dziecięcą NA CAŁE ŻYCIE :-)