2 sty 2008

czytam i oglądam sobie...: W. Erlbruch Straszna piątka


Pewne zwierzęta nie są specjalnie lubiane. Misia każde dziecko lubi (chociaż między nami mówiąc, jak się popatrzyć dokładniej na mordę niedźwiedzia ... ciarki przechodzą. Spróbujcie tego kiedyś w zoo). Ale już taka – na przykład – hiena nie jest tak powszechnie lubiana. Ze znanych przyczyn, związanych chociażby z menu ... (chociaż miedzy nami mówiąc, to co jedzą misie również nie zawsze jest miłe. Misie miały jednak świetnego specjalistę od Public Relations – Milne’a). Zabawki – hieny chyba żadne dziecko nie przytula przed zaśnięciem. Ani pluszowego nietoperza, ropuchy, szczura czy pająka.
Książeczka Wolfa Erlbrucha opowiada właśnie o spotkaniu tej piątki – Strasznej piątki. Początkowo wydaje się, że z tego spotkanie nic dobrego nie wyniknie. Obrzydliwe zwierzaki opowiadają sobie nawzajem jakie są obrzydliwe. Szczur przyzłośliwia ropusze, nietoperz pająkowi, a cała czwórka ma wrażenie, że hiena ... śmieje się z nich. Padlinożerca jednak chyba bardziej uśmiecha się niż śmieje. Dołącza do zgnębionych i zgorzkniałych kompanów i szybko zmienia ich nastroje. Gra na saksofonie i to pięknie gra! „ Było miło” mówi po chwili „i na pewno wszyscy zapomnieliście, że ja właściwie też wyglądam obrzydliwie”. Po chwili okazuje się, że każdy z brzydali cos fajnego potrafi. Ten gra na gitarze, ten świetnie gwiżdże. Ropucha piecze super naleśniki! I zaczynają się zaraz bardziej lubić, i potrafią wspólnie coś dobrego zrobić, i dzięki temu ich brzydota przestaje się liczyć: dla nich i dla innych.
Bardzo ładna opowieść, raczej prosta i niezwykle ważna. Erlbruch niektórym przypomina, innym uświadamia trudne jednak prawdy: nie zawsze piękno i dobro mieszkają w jednym ciele. Nie zawsze to co WSZYSCY uważają za złe jest rzeczywiście odrażające. Straszna piątka to wołanie o tolerancję. Ale także – na całkiem innym poziomie interpretacji - pozytywne przesłanie dla tych, którzy wolą lustra omijać z daleka... Jakże często dzięki „życzliwej” pomocy otoczenia!
Straszna piątka to książka obrazkowa i bezwzględnie o obrazkach wspomnieć tu trzeba. Spotykamy tu innego grafika - Erlbrucha niż np. w Wielkim pytaniu. Ilustracje są znacznie bardziej nasycone szczegółami, niż w poprzednich, znanych w Polsce, minimalistycznych realizacjach tego autora, jakkolwiek utrzymane są w podobnej, pastelowej kolorystyce. Artysta odwołuje się do maniery ilustratorskiej z przełomu XIX i XX wieku (ubiera swoich zantropomorfizowanych bohaterów nawet w stroje z tej epoki). Ważniejszy pewnie od maniery jest jednak zamysł Erlbrucha na grę obrazu z tekstem. Oto na początku ropucha i nietoperz i szczur narysowane są tak, że wyglądają rzeczywiście wrednie i podle. Wraz z nowym nastrojem ich rysy łagodnieją, pyski upiększają uśmiechy. Na ostatnich stronach „straszna piątka” to już fajne, miłe „kolesie”. Chociaż jak się lepiej przyjrzeć ... nie różnią się wiele WYGLĄDEM od swoich wizerunków ze stron początkowych.
Pamiętacie? Najważniejsze jest przecież niewidoczne dla oczu !

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

"Zabawki – hieny chyba żadne dziecko nie przytula przed zaśnięciem. Ani pluszowego nietoperza, ropuchy, szczura czy pająka."

hehe. czasy się zmieniają, Panie Zając, się przytulają.
do hieny to faktycznie, jeszcze nie, ale nietoperze, ropuchy i szczury w IKEA som, no więc wiadomo... ;)

pozdrawiam i lecę czytać dalij! :)

Anonimowy pisze...

Musimy koniecznie ksiazke wyprobowac. I faktycznie Ikeaowski Scurek i Ropucha sa jednymi z ulubienszych przytulanek mojej, skadinad bardzo ksiezniczkowej, corki.