9 gru 2008

"Ocalone królestwo" cd

Miałem napisac więcej, ale cały dzień na konferencji przesiedziałem, a ładnie mnie ubiegł Piotr Dobrołęcki, który w wortalu wydawniczym Biblioteki Analiz Rynek książki opublikował relację, którą ja na chwałę tejże Biblioteki Analiz niniejszym "przedrukowuję":

„Ocalone królestwo. Twórczość dla dzieci. Perspektywy badawcze. Problemy animacji” to tytuł trzeciej konferencji poświęconej książce dla dzieci i młodzieży, jaką zorganizowali: Danuta Świerczyńska-Jelonek, Grzegorz Leszczyński i Michał Zając. Konferencja rozpoczęła się 8 grudnia i trwać będzie przez trzy dni. Jej bohaterką jest prof. Joanna Papuzińska, wielki autorytet naukowy w dziedzinie literatury dla dzieci, ale też i autorytet moralny nie tylko w środowisku badaczy literackich.
Pretekstem jest zbliżająca się siedemdziesiąta rocznica urodzin prof. Joanny Papuzińskiej, a także wydanie z tej okazji szczególnej księgi pamiątkowej noszącej taki sam tytuł jak i cała konferencja czyli „Ocalone królestwo”, a której podtytuł oddaje najlepiej jej charakter, gdyż brzmi: „Sztambuch Przyjaciół Profesor Joanny Papuzińskiej”. Wpisało się w ten sztambuch niemal siedemdziesięciu twórców bliskich jubilatce ofiarowując swoje utwory literackie, krytyczne czy plastyczne. Ponieważ jubilatka w swym środowisku często nazywana jest „Papugą”, wizerunek tego ptaka zdobi okładkę, a wewnątrz książki znaleźć można jeszcze wiele innych prac z papugami, będącym dziełem najwybitniejszych polskich ilustratorów. Redaktorami tomu są wspomniane trzy osoby organizujące konferencję, a opracowania graficznego jest Lidia Dańko. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, a jego dyrektor Janusz Nowicki osobiście wręczył pierwszy egzemplarz szacownej jubilatce.
W pierwszej części konferencji, która odbywa się w siedzibie Biblioteki Publicznej m. st. Warszawa – Biblioteki Głównej Województwa Mazowieckiego przy ul. Koszykowej, odbył się „proces beatyfikacyjny” prof. Joanny Papuzińskiej, jak ironicznie stwierdził prowadzący spotkanie Grzegorz Leszczyński. W trakcie tego „procesu” jubilatka wysłuchała laudacji i przyjęła życzenia wraz z kwiatami i upominkami od organizatorów konferencji, przedstawicieli instytucji naukowych oraz licznych biblioteka z całego kraju.
- Wszyscy, którzy zorganizowali tę konferencję, czujemy się uczniami pani prof. Papuzińskiej – stwierdził Grzegorz Leszczyński, który pełni obecnie funkcję prodziekana Wydziału Polonistyki UW. Oficjalne, ale też bardzo osobiste życzenia złożyli: Sebastian Wierzbicki, wicedyrektor Biblioteki przy Koszykowej oraz prof. Alicja Siemak-Tylikowska, dziekan Wydziału Pedagogicznego UW, Dariusz Kuźmina, dyrektor Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych na Wydziale Historycznym UW, Maria Kulik, prezes Polskiej Sekcji IBBY, prof. Alicja Baluchowa z Katedry Literatury dla Dzieci i Młodzieży UJ, a także przedstawiciele uniwersytetów w Szczecinie i we Wrocławiu.
Z okazji jubileuszu łódzkie wydawnictwo Literatura wznowiło pracę Joanny Papuzińskiej „Zatopione królestwo. O polskiej literaturze fantastycznej XX wieku dla dzieci i młodzieży”.
Konferencja będzie trwać do 10 grudnia. W ciągu trzech dni ma być wygłoszonych ponad 40 referatów poświęconych różnym aspektom literatury dziecięcej. W roli prelegentów wystąpią m.in. Małgorzata Musierowicz, Liliana Bardijewska, Zofia Beszczyńska, Wanda Chotomska, Grzegorz Kasdepke, Joanna Olech, Grzegorz Leszczyński i Piotr Matywiecki.
Organizatorami konferencji są: Instytut Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych, Wydział Pedagogiczny oraz Wydział Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i Biblioteka Publiczna m. st. Warszawy i Biblioteka Główna Województwa Mazowieckiego."

8 gru 2008

Konferencja "Ocalone Królestwo"

Wielkie swięto!
Trzydniowa konferencja dedykowana Pani Profesor Joannie Papuzińskiej: na razie wszystko trwa - wklejam więc tylko zdjęcia.
Dokładniejsza relacja później - na razie foty!

ocalone królestwo


Info o konferencji obok --->

1 gru 2008

byłem w księgarni....

... Pierwszy raz po wakacjach poszedłem na trochę bardziej szczegółowe oglądanie półek.
Poniżej zamieszczam okładki co bardziej interesujących znalezisk ilustracyjnych.
Wystarczy kliknąć!

Od Znaleziska


Wiem, wiem: większa czesć ma juz ponad 5 miesiecy , ale cóż....

Zdecydowanie najważniejszy jest "Czerwony Kapturek". Obejrzałem go pobieżnie, ale powalił mnie całkowicie!
O autorce ilustracji:
"Květa Pacovská (ur. w 1928 roku w Pradze) - wybitna czeska graficzka, ilustratorka i autorka książek artystycznych. W jej twórczości techniki rysunkowe i malarskie współgrają z zaskakującymi kolażami, a tradycje estetyczne ilustracji książkowej łączą się z wpływami takich artystów, jak Wassily Kandinsky, Paul Klee i Joan Miró".
źródło
(o tyle ważne, że dwie ładne ilustracje można w nim zobaczyć!)

26 lis 2008

Dobra wiadomość!

"Oficyny: Dwie Siostry, Ezop, Hokus Pokus, Mamika, Muchomor oraz Wytwórnia stworzyły wspólną platformę sprzedaży. Jednocześnie wszystkie zachowują odrębność kapitałową. Wydawnictwa chcą ze swoją ofertą wspólnie docierać do dystrybutorów, sieci księgarskich, księgarń indywidualnych oraz innych kanałów sprzedaży."

Rodzi się więc nadzieja, że dobra, niszowa książka dziecięca będzie bardziej dostępna!!! Dystrybucja zawsze była przecież wąskim gardłem dla tej grupy książek!

Cała informacja dostępna na rynek ksiązki.pl

23 lis 2008

Promocja księgarni, książki, głośnego czytania!

Całkiem ładne, proste i zrobione zapewne niewielkim nakładem środków!

16 lis 2008

Czytam sobie: Sekretne życie Krasnali w Wielkich Kapeluszach, W. Widłak, P. Pawlak


Sekretne życie Krasnali.... nie jest zapewne książeczką wybitną. Jest za to na pewno książeczką dużej, chociaż dyskretnej urody. Edytorski majstersztyk: wydawniczy pastisz edycji z przełomu wieków, sztucznie wytarta twarda oprawa, pokryta kopią bardzo charakterystycznej czarnej chropowatej tekturki, która z kolei w oryginalnych edycjach miała za zadanie udawać skórę... Do tego klasyczna, „tapetowa” wyklejka, do wytartej czerni trochę „starego złota” w kolorze okładkowej ilustracji i liternictwa. Krople, plamy (czy niekiedy nawet całe pasma) złota towarzyszą także delikatnej kresce trochę nietypowych (piórko?) ilustracji Pawła Pawlaka.
Opowiadania zebrane w tomiku są ciepłe, liryczne, wyciszone, trochę tajemnicze, niedomknięte: zostawiają czytelnikowi sporo miejsca dla zamyślenia. Kim są Krasnale w Wielkich Kapeluszach? Jeżeli nie jesteś czytelniku Wrocławianinem/Wrocławianką nie będziesz wiedział! Ale zapoznając się z opowieściami Wojciecha Widłaka szybko Krasnali polubisz. Może na pierwszy rzut oka nie są bardzo baśniowi, jednak szybko można się zorientować, że pochodzą ze świata innego niż nasz: mniej zagonionego, bardziej zaś nastawionego na refleksyjne przeżywanie.
A dla Wrocławian sprawa jest odrobinę mniej tajemnicza: Krasnale obsiadły fontannę przed tamtejszym Teatrem Lalek. Zaprojektował fontannę sam Paweł Pawlak. Książeczkę wydaną przez Format zapewne najlepiej się czyta w pogodne jesienne popołudnie, obserwując jej kamiennych bohaterów i słuchając szumu wody.

Dla Pawła Pawlaka nastał naprawdę dobry czas: w ciągu jednego roku tyle wspaniałych książek – Kot, który merdał ogonem, Chodzi, chodzi Baj po ścianie, Nocny Maciek, Sekretne życie Krasnali.... Ostatnie 3 tytuły zostały nominowane do nagrody Polskiej Sekcji IBBY a sam ilustrator otrzymał nominacje do prestiżowej międzynarodowej nagrody ALMA.
To chyba rok Pawlaka?!

A to fontanna i postaci w Wielkich Kapeluszach

15 lis 2008

Wernisaż: Ładecka & Łoskot Cichocka

Galeria Cuda Na Kiju ostatecznie potwierdza swoje miejsce na mapie Dobrych Miejsc Ilustracji Dziecięcej. Dzisiejszy wernisaż (znowy byłem 20 minut!) był dedykowany pracom dwóch artystek: Anny Ładeckiej i Doroty Łoskot-Cichockiej.

Cóż : nie ukrywam - nie jest to moja ulubiona ilustracja. O ile jeszcze niektóre prace p. Doroty mają tę odrobinkę ciepła i magii, których szukam w ilustracji dla dzeci, o tyl prace p. Anny to ten nowoczesny minimalizm, którego zastosowania do ilustracji dziecięcej nie rozumiem zupełnie. Dla mnie zbyt zimny i wydumany.

Gościu miły - kliknij na plakat powyższy a zamieszczona pod spodem foto relacja z imprezy bedzie Ci dana!

2 lis 2008

czytam sobie... Gaiman "Księga Cmentarna"



To książka akurat na okoliczność kalendarzową... Kiedy bowiem lepiej czytać „Księgę Cmentarną” Neila Gaimana niż na przełomie października i listopada?
Tarzan został wychowany przez małpy, Mowgli przez wilki (z niejaką pomocą pantery, niedźwiedzia i węża). Ale Nikt nie jest bohaterem wykreowanym przez starego, poczciwego Kiplinga: do życie powołał go mistrz mrocznych nastrojów, ojciec Sandmana i Koraliny. Nie może więc Nikt spodziewać się niczego zwykłego. Kiedy Tarzan i Mowgli tracili rodziców najbliżej było im do dżungli. Kiedy rodzice Nikta Owensa zostali zamordowani najkrótsza droga zaprowadziła malca na stary cmentarz. A tam już się nimi zajęli. Zajęli się zresztą nad podziw dobrze; staromodnie, nauczyli tego, co sami umieli. Przybrani rodzice Nikta są bardzo czuli i opiekuńczy, chociaż mają też pewne kłopotliwe braki. Na przykład ten, że już od dawna nie żyją. Główny mentor i opiekun Nikta też chyba nie należy do klasycznych dobrych wujków. Może nawet pije czasami krew?
Nowa powieść Gaimana jest znacznie mniej drapieżna i niepokojąca od kultowej „Koraliny”. Więcej w niej poczucia humoru, więcej opowieści, narracji niż czystej skondensowanej grozy. Więcej jest przede wszystkim melancholijnego, mrocznego liryzmu. „Księga Cmentarna” wpisuje się w klasyczne wątki twórczości autora „Sandmana”. Gaiman odświeża i kompiluje wątki znane z kultury popularnej (czy raczej popularnej demonologii). W rezultacie istnienie np. ghouli, wampirów i wilkołaków nabiera w jego powieści zupełnie nowego sensu!
A poza tym... Cóż, czytelnik dorosły dość szybko ze zdziwieniem stwierdza, że ma do czynienia z klasycznym bildungsroman, powieścią o dojrzewaniu. Nikt krok po kroku uczy się świata, dowiaduje się czym jest przyjaźń, miłość, zdrada, zło. Szykuje się do dorosłości.
Powieść Gaimana ma zresztą klasyczną strukturę fabularną szczególnej wersji bildungsroman: baśni! Zaczyna się od śmierci rodziców, wiedzie przez zagrożenie, walkę o życie, przez znalezienie pomocnej dłoni, naukę (niekiedy bolesną), aż po nieuniknione odejście w dorosłość, porzucenie dzieciństwa, razem z jego snami i bezpieczeństwem. Porzuceniem na rzecz Wielkiego Świata, pełnego obietnic. Zdawać się może, że „Księga cmentarna” z całym swoim onirycznym realizmem (tak!) może doskonale pełnić funkcję baśni dla współczesnych dzieciaków z netgeneracji. Stosując znaki i formuły kultury popularnej niesie bowiem ten sam sens co dawne opowieści, o których Bruno Bettelheim pisał, że są „cudowne i pożyteczne”. Ostrzega, ale daje także nadzieję!

Dobra lektura dla ambitniejszych dwunasto-czternatolatków.

Dla tych co trochę rozumieją po angielsku i fanów polecam zajrzenie na stronę poświęconej gaimanowskim książkom dla dzieci. Do obejrzenia film, na którym Autor czyta głośno „Księgę”!

12 paź 2008

O słoniu Elmerze opowiada Ewa Świerżewska

Słoń Elmer z opowiastki Davida Mc Kee to za granicą postać prawdziwie kultowa, u nas jeszcze słabo znana.
Warto słoniu (to chyba ostatnio odpowiednia forma, prawda ? :-) pomóc!




Ładnie o Elmerze opowiada w audycji nagranej dla RMF Classic moja szanowna koleżanka z IBBY, Ewa Świerżewska:


Boomp3.com


źródło: RMF Classic, http://www.rmfclassic.pl/index.html?a=miedzyslowami

5 paź 2008

wernisaż Pawlak & Pawlak :-)

wernisaż Pawlaki

To nowa , wspaniała świecka tradycja, że najważniejsze wystawy ilustracyjne odbywają się w galerii Cuda na Kiju na ul. Freta 20/24a

Jestem wielkim miłośnikiem sztuki ilustracyjnej Państwa Pawlaków. Z ogromną przyjemnością dowiedziałem się o wystawie i pobiegłem na wernisaż.

Jak zwykle (niestety) ... byłem chwilę, z uszanowaniem uścisnąłem dłoń p. Pawła, napstrykałem aparatem Marysi Kulik kilka zdjęć (kliknij miły gościu w obrazek powyżej) i pobiegłem do zajęć dydaktycznych. Czy juz zawsze zajęcia zaoczne pozbawią mnie radości wernisażowego oglądania, plotkowania, spotykania, winopicia ?

22 lip 2008

stare gazety

No więc siedzę sobie w Sinemoretz w BG i oglądam na upalnej plaży stare gazety, tygodniki. W jednym z nich sprawozdanie z biennale sztuki w Wenecji '2007 i cytat referujacy poglądy amerykanskiego myśliciela Stevena Pinkera "..nie rozumie kodów uzywanych przez awangardowych artystów i uważa , że nie wyrażają one żadnej treści, tylko niezrozumiały bełkot istniejący wyłącznie dlatego, ze współczesna sztuka tworzy zamkniety, samopodtrzymujący się system złożony z artystów i krytyków, w którym odbiorca sie nie liczy".
To tak a'propos innowacyjnej czarno-czarnej ilustracji w ksiązkach dla dzieci.

6 lip 2008

wakacje, wakacje ....

Dawno nic nie napisałem i ten stan chyba potrwa.

Pozdrawiam z Bułgarii, z Kiten: jestem na Międzynarodowej Szkole Letniej.

Napiszę o dziec.licie tak szybko jak da radę a na razie.....




(obrazek pobrany z : http://maciekblazniak.blogspot.com )

29 maj 2008

16 Dongi. Przez PS IBBY dawane!

dongi 2008

W tym roku po raz pierwszy Polska Sekcja IBBY przyznawała i wręczała nagrodę Bestseller Roku czyli tzw. Dongi.

Werdykt główny (za stroną IBBY podany):

"Dużego Donga otrzymał Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK za znakomite i pełne życiowej mądrości książki:
Szukając Alaski Johna Greena w tł. Anny Sak (dla młodzieży) oraz

A w Wigilię przyjdzie Niedźwiedź Janoscha w tł. Emilii Bielickiej z il. autora (dla dzieci)
a także za:

Dziesięć stron świata Anny Onichimowskiej;
Pompona w rodzinie Fisiów Joanny Olech z il. autorki;
Czarno na białym i biało na czarnym Marcina Brykczyńskiego z il. Janusza Stannego."

Wiecej informacji na stronie PS IBBY.

A dla mnie to kolejna impreza, w której nie w pełni uczestniczyłem. Musiałem pilnie do domu.

I dlatego -jeżeli internauto klikniesz w zdjęcie powyższe zobaczysz jedynie - foty z gry wstępnej imprezy. Uch :-(

26 maj 2008

czytam i oglądam sobie...: R. Brown , Stare drzewo



Takie książki bardzo rzadko są recenzowane i prezentowane... Stanowią część bezimiennej masy towarowej nazywanej zbiorczo „książki zabawki”. W przypadku Starego drzewa (FKJO!) warto jednak się zatrzymać i przyjrzeć. Dlaczego ? Przede wszystkim zwracają uwagę interesujące, bardzo starannie wykonane ilustracje. Autorka odwołuje się do tradycyjnych angielskich wzorców z początku wieku, takich odrobinkę wiktoriańskich, może nawet trochę w tym Rackhama? W zestawieniu z nowoczesną formułą ksiązki–rozkładanki efekt jest więcej niż przyjemny.
Sama opowieść jest prosta i ładna: zwierzaki mieszkające w starym drzewie z przerażeniem stwierdzają, że na ich domu maźnięto farbą wielki „X” . Stary, mądry kruk wie co to oznacza. Będą ścinać! Zwierzaki sprytnie jednak radzą sobie z tym zagrożeniem. Książka przeznaczona jest dla dzieci 5-7: daje im dobrą lekcję ekologii, porcję zabawnej zoologii, ale przede wszystkim pokazuje, że solidarne, wspólne działanie i mocna przyjaźń to najważniejsze co w każdej wspólnocie należy pielęgnować. Prawdziwą radość da małemu czytelnikowi zaskakująco rozłożyste (tak!) drzewo wychylające się z ostatniej rozkładówki. Wiele tam frapujących szczegółów do oglądania, okienka do odchylania – zabawa! Stare Drzewo jest świetnym przykładem dobrej edycji „głównego nurtu”: odchodzi od piekielnie kiczowatej poetyki ‘postdisneja’, jest książką zdecydowanie bardziej wyrafinowaną niż zwykłe produkty Firmy Księgarskiej, z drugiej strony nie epatuje jednak porażającą brzydotą charakterystyczną dla projektów awangardowych i innowacyjnych.

23 maj 2008

Nowy book trailer - Brzydcy, Scott Westerfield

Z wielkim zainteresowaniem obserwuję tzw. book trailery (czyli spoty reklamowe do ksiązek, które wydawnictwa produkują i umieszczają w internecie, np w youtube).
Polskie oficyny "dziecięce" dopiero testują ten koncept.
Poniżej zamieszczam "trailer" do "Brzydkich", trylogii Scotta Westerfielda, opublikowanej u nas przez Egmonta.
Btw: trylogii, która zresztą mnie nie powala, choć to solidna literatura, z mocnym i ważnym przesłaniem. Szczególnie w czasach histerycznego kultu urody....
Bardzo jestem ciekaw czy przyjmą się te trailery.... Czy będą skuteczne.... Młodzież niby ogląda w internecie filmy, przesiaduje przed youtubem. Ale "liczniki obejrzeń" book trailerów pokazują dość skromne liczby.
Jeżeli ja miałbym ryzykować prognozy, to pewnie bym postawił tezę, ze kluczem do sukcesu jest doprowadzenie do tego, by internauci zamieszczali te spoty na swoich blogach (taaaaa.....), a bibliotekarze na stronach bibliotek. Czyli przyjęcie strategii "wirusowej". Do tego zaś potrzebne są odpowiednio przygotowane book trailery: z "hakiem", czyli tym czymś, co spowoduje, że młodzi ludzie będą chcieli dalej przesyłać linki.
Bardzo ciekawą wymianę zdań na ten temat miałem z Tadeuszem Pilasem, autorem bardzo interesującego serwisu Ksiązki.TV. Serwisu właśnie w dużej mierze "book trailerowego".


19 maj 2008

Oglądam sobie... P.Pawlak, G. Moncomble Kotek, który merdał ogonem


Zacznę od najlepszego: ilustracje! Ilustracje! Jestem zdecydowanie fanem prac Pawła Pawlaka. Kotek.... nie zawodzi wielbiciela, a nawet dodaje nowe przyczyny do podziwu. Mamy tutaj wszystko co u autora Jajuńćka najlepsze – nowoczesny obrazek, uproszczone kształty postaci i rzeczy zostawiające wyobraźni czytelnika pole do działania, ciepła, przyjazna paleta barw, bezpretensjonalne poczucie humoru, dawka liryzmu. Te dwie ostatnie cechy łączą się jakoś – humor u Pawlaka wywołuje bowiem raczej uśmiech niż chichot. Oprócz tych znanych i lubianych cech prac tego artysty w Kotku... pojawia się NOWE: Pawlak zastosował nietypową dla siebie a bardzo ciekawą i dającą doskonałe rezultaty technikę kolażowo - wycinankową. Ilustracje „wychodzą” tutaj z płaszczyzny strony, otrzymują efekt trójwymiarowości, a nawet swoje cienie. Zastosowanie tego konceptu dodaje ilustracji Pawlaka całkiem nowej dynamiki i ekspresji. Kotek... nic nie traci z trochę zadumanego nastroju typowego dla poprzednich "akwarelowych" prac (Chodzi baj !), a zyskuje odrobinkę sznytu nowoczesności.
Artysta znienawidzi mnie za to co napisze teraz : bardzo, bardzo ładne ilustracje!

Przejdę do bardzo dobrego: dawno nie było w Polsce tak starannie zaprojektowanej i opublikowanej książki dla dzieci! Doskonałej jakości papier, świetna realizacja typograficzno-techniczna ilustracji , i jak to u Pawlaka – dbałość o szczegół, o architekturę książki (która zaczyna się i frapuje i bawi już na wyklejkach), dynamiczna typografia.

Dobry zaś jest pomysł na treść: kotek, który nie może pogodzić się z wieczystą i rytualną animozją pomiędzy swoim a psim rodem. W psim przebraniu trafia do psiej szkoły, lepiej zaczyna rozumieć odwiecznych wrogów i nie waha się ich ratować z niebezpieczeństwa. A pieski potrafią dzielność kociego bohatera docenić. Książeczka uczy tolerancji, pokazuje, że warto walczyć z „tradycyjnymi” uprzedzeniami i fobiami.

I na koniec zostawiłem coś, czego ... nie rozumiem. Nie rozumiem więc poetyki w jakiej tekst został podany. Niby są tu jakieś próby wersyfikacji, ale kompletnie nie poddające się głośnemu czytaniu: nie można złapać rytmu, bo rymy pojawiają się znienacka i znienacka znikają by wyskoczyć w niespodziewanym miejscu. Część tekstu podana jest w manierze nieosobowych PODPISÓW pod obrazkami. Gdzieś to wszystko razem nie wygląda wcale na literaturę.... Toporne i nielekkie. Może po francusku lepiej to brzmi ???? Mam szczerą niekrygującą się nadzieję, że któryś z moich kolegów literaturoznawców przekona mnie, że się nie znam i że to piękny tekst.

Na razie jednak zdecydowanie (i z ogromną przyjemnością) :
OGLĄDAM SOBIE!

18 maj 2008

wernisaż, wernisaż!

Siedziba Stu Pociech na ul. Freta 20/24a to bardzo dobry adres dzieciologiczny! Po udanej wystawie Wasiuczyńskiej/Żelewskiej kolejne ilustracyjne wydarzenie - wystawa znakomitych artystów ksiązki dziecięcej: Krystyny Lipki-Sztarbałło i Piotra Fąfrowicza.
wernisaż K. Lipka- Sztarbałło,P. Fąfrowicz

(A ja sie spóźniłem! Na targach byłem! Po stoiskach biegałem! Mam nadzieje, że jakiś ładny tekst chociaż z tego wyjdzie)

Przyszedłem na sam koniec imprezy na Freta, zachwyciłem sie ilustracjami Krystyny do "Żółtej zasypianki", które pierwszy raz widziałem w całej ich urodzie ( w ksiązce mało je widać).
Zdjęcia (kliknąć powyżej proszę!) udostępniła Prezes Marysia Kulik (dzięki!) .
Przyjdę na pewno raz jeszcze - pooglądać dokładniej !

28 kwi 2008

Ilustratorzy o sobie i swojej twórczości:

Dwa wywiady z bardzo znanymi polskimi ilustratorami tworzącymi dla najmłodszych:

Józef Wilkoń: Moje nosorożce mają twarz
(źródło: Dziennik)


Krystyna Lipka-Sztarbałło: Dopowiedzenie i znak zapytania
(źródło: MUS)

26 kwi 2008

Jak ilustrować książki dla dzieci ?

Tyle dyskusji, tyle hałasu a ilustrowanie książek dla dzieci to naprawde prosta sprawa!
Cała wiedza na ten temat znajduje sie TUTAJ :-)

17 kwi 2008

"Ferdynand wspaniały" - fragment do słuchania

Bardzo interesująca propozycja Polskiego Radio: podcasty, także z bajkami/opowieściami dla dzieci. Zamontowałem poniżej próbkę. Nie wiem czy do końca legalnie. Może wykpię się podaniem źródła?

boomp3.com

Źródło: Polskie Radio

Fajnie by było jakby biblioteki dziecięce na swoich stronach i blogach (obsesja!) mogły i chciały montować sobie takie "słuchajki" dla dzieci ...

Czarodziejska Kura

Ostatnio niewiele nowych postów wynurzało się z nory. Z jednej strony energię pożarła mi nerwowa dyskusja „ilustracyjna” poniżej, dyskusja w której wypisałem pixeli na dobre kilkanaście innych postów
Z drugiej zaś strony w moim macierzystym Instytucie prowadziłem działalność międzynarodową. Intensywną bardzo.
Ale wyjrzałem z nory i dzięki nieocenionemu blogowi pinkthething udało mi się złapać informację o nowym czasopiśmie dla dzieci. Czasopismo utrzymane jest w tej poetyce graficznej, która mnie nie zachwyca, ale na pewno wiele osób BARDZO zachwyci.
Za to tytuł mnie zauroczył absolutnie. Oto nadchodzi .....
Czarodziejska kura!



Powodzenia Kurze życzę.

9 kwi 2008

filiżanka pozornie od czapy (futrzanej!)




"I równie funkcjonalna dla promocji dobrej ksiązki dziecięcej jak owa filiżanka do picia porannej kawy"

24 mar 2008

(...)

Agnieszka z Małego pokoju z książkami przeprowadziła bardzo interesujący wywiad z Elżbietą Wasiuczyńską.
Wywiad opublikował internetowy kobiecy MUS, w którym takich "dzieciologicznych" ładnych i ważnych tekstów jest więcej. Kolejne miejsce do zaglądania - mus :-)

22 mar 2008

Nagroda w Bolonii


I co ja mam zrobić? Chyba trzeba mi porzucić naiwne i nieprofesjonalne próby pisania o ilustracjach :-(
W Bolonii prawdziwi profesjonaliści obdarzyli tę edycję wierszy Tuwima prestiżową nagrodą.
A mnie ta książka nie podoba się tak okropnie, tak dramatycznie.....
Znaczy: kompletnie się nie znam! .
To przecież ładne, ładne, ładne, ładne, ładne, ładne, ładne, ładne (może sobie powtórzę jeszcze kilkanaście razy i uda się przyzwyczaić do tej opinii oraz ją uwewnętrznić?)
i zostanę wtedy prawdziwym znawcą!

21 mar 2008

Życzenia Świąteczne od Zająca



Wszystkim, którzy zabłądzili na tego bloga życzę Wesołego Alleluja!

18 mar 2008

więcej o okladkowej fasadzie....

Więcej o okladkowej fasadzie biblioteki w Kansas, USA można znaleźć tutaj

11 mar 2008

Oglądam sobie...film...: M. Sendak Where the wild things are

Where the wild things are to jedna z najbardziej znanych książek obrazkowych na świecie. Uznawana jest powszechnie za prawdziwie przełomową tak pod względem treści, jak i formy.
Sendak jako jeden z pierwszych pokazał dziecko, które się gniewa. Pokazał ze zrozumieniem, ze współ–czuciem (nie: współczuciem). Ale i bez całkowitej akceptacji. Where the wild things.... to opowieść o Maxie, chłopcu, który został ukarany za niegrzeczność, zamknięty w pokoju bez kolacji. I nazwany DZIKUSEM („wild thing”). Dzieciak siedzi w tym pokoju i przeżywa gniewne fantazmaty odnoszące się do potęgi i chwały swej „dzikości”. Podczas snu na jawie płynie do krainy , gdzie mieszkają inne „dzikusy”, prawdziwe potwory, ujarzmia je i zostaje ich królem! Szaleją i wygłupiają się razem, ale po jakimś czasie Maxowi czegoś brakuje, tęskni za miejscem, gdzie jest naprawdę kochany .... Cos mu też z daleka ładnie, bardzo ładnie – pachnie. Porzuca więc krainę Dzikusów, wraca do swojego pokoju, a tam kolacja jednak na niego czeka! I jest jeszcze ciepła!



Od strony formalnej książka Sendaka to prawdziwy wzorzec konceptu książki obrazkowej. Dokonuje się tutaj niesłychanie zgrabne (i dyskretne) połączenie formy graficznej i treści. Sendak opowiada historię Maxa kilkoma zdaniami tekstu, ilustracje niosą większość treści, a w części książeczki (dziki taniec)są jej jedynym nośnikiem.

Film, który zamieszczam jest jedynie odblaskiem dopracowanej, przemyślanej, mistrzowskiej (tak!) całości. Ponieważ książka cały czas niewydana to pomyślałem, że dzięki youtubowi chociaż tyle i na blogu pokażę.
Pytanie jeszcze o możliwy polski tytuł : „Tam gdzie mieszkają dzikusy” ? Jakieś lepsze pomysły? Angliści ?

3 mar 2008

Czytam sobie....: C. Funke Opowieści straszne i niestraszne


Cornelia Funke kojarzy się dużej części recenzentów i badaczy literatury dziecięcej głównie z Królem Złodziei i trylogią Atramentową, utworami ambitnymi, (bardzo) wysoko ocenianymi przez krytykę, skierowanymi do 11-14 latków. Warto jednak zauważyć, że na naszym rynku funkcjonuje już sporo tytułów tej autorki przeznaczonych dla młodszych odbiorców. Nie należą one może do tej ekstraklasy, co wyżej wspomniane powieści, ale to też bardzo solidna i zdecydowanie warta dostrzeżenia strawa literacka dla dzieci młodszych.
Dobrym przykładem tego nurtu w twórczości Funke są świeżutko opublikowane u nas przez Egmonta Opowieści straszne i niestraszne. Tom zawiera 30 krótkich opowiadań, takich naprawdę krótkich – dobrych do czytania na głos, idealnych do zrealizowania postulatu „20 minut dziennie”. Opowiadania są urocze, każde jest jak mała perełka: zabawni bohaterowie, zaskakująca pointa, czasami łza jakaś się wymknie, czasami dreszczyk po plecach przeleci. Nad całością zaś unosi się eterycznie i prawie niedostrzegalnie... duch terapeutyczny. Funke snuje historie, które odwołują się do lęków dzieciństwa bądź bezpośrednio (zamknięcie, zgubienie się), bądź pośrednio: poprzez figury literackie (potwory, duchy, zjawy). Tytuł zbioru jest zresztą ładnie dwuznaczny: zapowiada opowiadania, które są straszne tylko na początku i pozornie, ale również może być interpretowany jako miks utworów „z dreszczykiem” i takich „zwykłych”. Obie interpretacje tytułu są zresztą słuszne!
Lęki dziecięce w Opowieściach strasznych i niestrasznych są oswajane albo demaskowane. Smoki nie zawsze są straszne, ale jeżeli nawet taki się trafi – można go pokonać. Duchy same potrafią być nieszczęśliwe i wymagają pomocy. Ciemne Chłodne Zatęchłe Strychy łatwo zamienić w przytulne miejsca. Funke to nowoczesna pisarka, stara się więc wyjść naprzeciw tym dużo straszniejszym lękom dzieci, daleko straszniejszym niż Potwory czy Duchy. Pokazuje, że można dogadać się z „nowym” ojcem i że odejście kochanego dziadka również można przetrwać. Pasuje do tego tomu jak ulał bettelheimowskie określenie „cudowne i pożyteczne”. Zrealizowane zostało tutaj w najlepszym wydaniu. Także dosłownie - warto zwrócić uwagę: przyjemnie wziąć do ręki taką odrobinę staroświecka edycję, twarda oprawa, w ćwierćłpłótnie, z wyklejkami, drukowaną na dobrym, grubym papierze.
Jednej rzeczy wszakże nie potrafię zrozumieć: nota zamieszczona na odwrocie strony tytułowej zdradza, że opowiadania zostały zaczerpnięte z 5 tomików niemieckiej serii Lwy czytelnicze. Poszczególne jej tomy zawierały utwory powiązane tematycznie: opowiadania „ze strychu”, „z plaży”, „rycerskie”, „o potworach” i „o zwierzętach”. Dlaczego redaktorzy Egmonta zdecydowali się pomieszać i przeplatać utwory z poszczególnych tomów oryginału? Dla czytelnika – nawet jeżeli nie zna niemieckiego i nie czytał odpowiedniej noty – bardzo szybko jest oczywista owa „pięciotematyczność” opowiadań! Drobiazg to jednak i nie psuje szczególnie przyjemności z lektury.

29 lut 2008

Wernisaż, wernisaż!

Właśnie wróciłem z Freta 20/24a, z wernisażu zorganizowanego przez Fundację Sto Pociech i Galerię Cuda na Kiju.
Bardzo czekałem na ten wernisaż, bardzo się ucieszyłem, że rusza ta wystawa!
Twórczość obu bohaterek imprezy Elżbiety Wasiuczyńskiej i Agnieszki Żelewskiej reprezentuje bowiem ten nurt w ilustracji, który jest mi zdecydowanie najbliższy!
Ciepłe barwy, brak dosłowności, ale jednak utrzymany w ryzach możliwości percepcyjnych dziecka, przede wszystkim jednak pewien nieuchwytny klimat rozmarzenia i poezji: tak bym nieuczenie i niezbornie opisywał te ilustracje. Tu właśnie znajduję koncept ilustracji środka: ambitnej, poszukującej, odrzucającej „pyzatość” i kicz, ale pamiętającej o odbiorcy i jego preferencjach. Ilustracji tworzonej z myślą o dziecku.

Jest na wystawie Pan Kuleczka, jest Wilk i są Świnki, Zoo, Jadą sobie też Misie, Mruczy kot Murmurando, rozwijają się Sznurkowe Historie i wiele, wiele innych dobrych i (och, przeklną mnie za to!) ŁADNYCH obrazków. Dla niewtajemniczonych: nie ma gorszej obrazy dla współczesnego ilustratora niż naiwnie skomplementować obrazek jako „ładny”.

Bardzo ładnie mówiła Joanna Olech, obejmowała serdecznie ramieniem i ciepłym słowem „Wasiuka” i „Żelkę”.

Żeby jednak nie wyjść z roli „zająca –marudy”: czego mi brakowało? Dziennikarzy! Kamer! Mikrofonów! Flesze były, ale mam wrażenie prywatne i przyjacielskie :-) Czy PR nie zadziałał? Czy dziennikarze i kamery może tylko dla rozbitego Ferrari przystojnego dziennikarza ?
Ogromna szkoda! Pierwszym damom młodej polskiej ilustracji nie powinno zabraknąć chociaż odrobinki publicity. Mam jednak nadzieję, że po prostu nie rozpoznałem dziennikarzy "Gazety Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Wprost" i "Polityki"!

Nie zawiodła – oczywiście! – branżowa widownia.


Czyli na przykład: Bromba i IBBA (Iwona Hardej i Marysia Kulik), żeby tylko wymienić liderów!

Wernisaż - galeria zdjęć!

Tutaj zaś cały przegląd zdjęć (kliknąć trzeba, aby galerię zdjęć pełną ujrzeć!)

Podsumowując : idź Miły Czytelniku bloga mego (wierzę, że istniejesz !) do ukrytego bardzo sprytnie (ostrzegam!) załomu uliczki Freta i zobacz więcej i wszystko!

16 lut 2008

youtubowe promo: David Wiesner; Flotsam

To nowe dla mnie zjawisko: reklamówki dla książek posadowione na youtube. Kolejny krok w dziedzinie realizacji idei książki konwergencyjnej!
W szczególności ucieszyłem się, że znalazłem w tej formie promo do mojego ulubionego Davida Wiesnera i jego Flotsam:



Marne pojęcie - moim zdaniem - daje ten "filmik" o książce, ale... strasznie to ciekawy i docelowo obiecujący koncept promocji ksiązki dla dzieci!

Inne rzeczy Wiesnera w Youtube:
- Free Fall
- June 29, 1999

Nie rozgryzłem jeszcze tego: czy to jest robione przez amatorów (tak jak możliwe do znalezienia w Youtube "teledyski") czy przez Wydawców?

14 lut 2008

Marudzenie Zająca

Przeczytałem artykuł Moniki Małkowskiej w Rzeczpospolitej (13.02.2008) – Od słodkich rysunków psują się zęby. Tekst, spory i z obrazkami jest o ilustrowaniu książek dla dzieci i stanowi pokłosie rozmów autorki z polskimi ilustratorami. Artykuł ma podtytuł: 6 przykazań ilustratorów dziecięcej literatury. Jedno z owych przykazań brzmi „Rysować dla siebie” . W wyznaniach zamieszczonych pod tym „przykazaniem” kolejni artyści bez najmniejszej żenady chwalą się jak bardzo mają w artystycznych nosach milusińskich odbiorców: „Pracuje dla siebie” (Wilkoń), „Rysuje tak, żeby mnie się podobało” (Dudziński) ... Panowie Artyści, powieście sobie więc Wasze obrazki nad łóżkami! Po co je publikujecie?

Wiem – marudny i nudny jestem. A to mi się samowystarczalność artystów nie podoba, a to nie mdleję z zachwytu nad Dziwnością świata, którą Grażka Lange narysowała pewnie dla siebie, a to mnie nie powala kolorystyka plansz Marty Ignerskiej, która Wielkie marzenia sobie narysowała (ale jednak "Znak" jej te plansze wyrwał - pewnie siłą!- i wydał).

Joanna Olech w felietonie dołączonym do wyżej prezentowanego artykułu pisze zaś min.: „nie warto pytać siedmiolatka, co ładne a co brzydkie. Gdyby przed laty kazano mi wybrać między Bambi a Nikiforem, jelonek wygrałby bezapelacyjnie”.

Zdecydowanie nie jestem za przesadnym UPODMIOTOWIENIEM dziecka, za tym, żeby negocjować zgodę nieletniego na wszystkie działania wychowawczo-edukacyjne. Ale, żeby tak w ogóle nie pytać ? Nie akceptować chociaż troszeczkę jelonka bambi?
Co Jelonek wam zrobił? No co?

Po lekturze obu tekstów taki dialog mi się pod czaszką kołacze : „Milcz dzieciątko! Oglądaj Lange i Ignerską, bo to dobre i piękne ! Coooo ? Nieładne????? Miiiiiiilczeć! Ładne! Nic innego i tak nie dostaniesz”.

A na marginesie : ech, Artyści, co Wy wiecie... Te wyklinane przez Was Bambi i „disneye” to szczyt piękna przy tym co masowo dzieci oglądają : "japończyki" czyli post-pokemony, post - moto myszy z marsa oraz z drugiej strony samodzielnie nakręcone komórkami filmiki z youtube’a, na których kolega z klasy kopie drugiego w zadek i jest śmiesznie, śmiesznie, śmiesznie , że aż strach.

12 lut 2008

czytam sobie ... M. Zusak; Złodziejka książek


Jak to było możliwe? Jeden z najbardziej cywilizowanych narodów świata stoczył się w niewyobrażalne, krwawe barbarzyństwo, nieporównywalne chyba z niczym co historia dotychczas widziała...: Niemcy w latach 1933-1945. Jak to było możliwe? Pełnej odpowiedzi na pytanie o źródła krwawego fenomenu nazizmu nie przyniosły dotychczas ani wyrafinowane analizy socjologiczne ani rozważania filozofów ani dzieła mistrzów literatury czy sztuki.
Powieść australijskiego autora Markusa Zusaka Złodziejka książek nie stawia sobie aż tak niedosiężnego celu, niemniej jej powstanie dowodzi, że ludzkość jeszcze ciągle nie pogodziła się z brunatną plamą w swojej historii, że szuka sposobów na jej zrozumienie. Jak więc jeszcze można próbować opowiadać o tamtych czasach i tamtym miejscu? U Zusaka historię tytułowej „złodziejki”; Liesel, jej przybranej rodziny i przyjaciół prezentuje najbardziej kompetentny narrator, ten który najwięcej ma do powiedzenia o czasach nazizmu, ten który był wtedy najbardziej zapracowany. Jedyny narrator, który w owych czasach mógł zasługiwać na miano „wszechwiedzącego”: Śmierć.
Relacja TAKIEGO narratora jest więc z natury rzeczy chłodna i zdystansowana, nieomalże pozbawiona osobistych uprzedzeń czy namiętności. Chociaż i on pozwala sobie na narzekanie: był w tamtych czasach zdecydowanie przemęczony pracą.
Śmierć opowiada więc historię o dzieciństwie, dorastaniu, przyjaźni, miłości w III Rzeszy, o walce o przetrwanie. Nieuchronnie bierze też sam w niej udział. Czyż można się zresztą dziwić, że właśnie Śmierć opowiada o życiu córki zamordowanych komunistów, przygarniętej przez rodzinę, która zdecydowała się na ukrywanie w swojej piwnicy Żyda? Przerażający Narrator jest cały czas blisko swoich bohaterów, ociera się o nich. Symbolem pragnienia ucieczki przed Narratorem są właśnie książki. Ten wątek w powieści jest arcyciekawy, chociaż jednocześnie niełatwy do jednoznacznej interpretacji. Książki dla Liesel to obiekt obsesyjnego pożądania. Pragnie je mieć, nawet za cenę ogromnego ryzyka. Czytelnik Zusaka zauważa jednak ze zdziwieniem, że dla bohaterki mniej liczy się treść upragnionych książek. Ważne jest samo czytanie, które staje się swoistą komunią. To czynność rodząca i podtrzymująca wspólnotę między ludźmi. Liesel czyta bowiem naprawdę mało ważne teksty! Dobrym przykładem ilustrującym tę tezę może być jej pierwsza książka: „Podręcznik grabarza”, wydany przez Bawarskie Towarzystwo Cmentarne. Seanse wspólnego, nocnego czytania tego cokolwiek upiornego podręcznika budują jednak zręby naprawdę głębokiej wspólnoty pomiędzy bohaterką, a jej przybranym ojcem. Głośne odczytywanie w schronie przeciwlotniczym innej mało ważnej książki – „Świstaka” – uspokaja ludzi, przynosi im ulgę. Liesel kradnąc, czytając, posiadając książki usiłuje zapewnić sobie odrobinę ciepła płynącego z bliskości emocjonalnej z drugim człowiekiem. Ciepła niezbędnego do przetrwania w świecie, którego narratorem jest Śmierć. Tworzenie książek staje się też sposobem na przetrwanie: ukrywający się w piwnicy Żyd, Max Vandenburg zapełnia swój czas przygotowując prezent dla swojej małej przyjaciółki: szczególny palimpsest. Na zamalowanych na biało i ponownie zszytych kartach z „Mein Kampf” rysuje i pisze węglem opowieść o sobie – „Zbędny człowiek”. Zacytowana w całości praca Maxa to bardzo symboliczny i wzruszający komponent Złodziejki książek. Spod nieporadnych, ale wstrząsających obrazków i odręcznego pisma wyzierają drukowane litery tekstu Hitlera. Ledwo widoczne słowa arcyzbrodniarza tworzą -dosłownie i w przenośni- tło dla tragicznej, holokaustowej historii.
Ale Złodziejka książek to nie tylko opowieść o heroizmie i męczeństwie. Książkę Zusaka można także czytać jako fascynującą relację, która mogłaby nosić tytuł „życie codzienne w Niemczech w czasie drugiej wojny światowej”. Ten wątek mocno przykuwa uwagę czytelnika. Niewiele jest powieści, które pokazywałyby ten aspekt historii: tragiczna codzienność niemieckiego, wojennego dzieciństwa, napiętnowanego zbiorową a niezawinioną osobiście karą głodu, czy wreszcie śmierci. Dzieciństwa spędzanego przeważnie bez ojców, w nazistowskiej szkole, w szeregach Hitlerjugend czy Bund Deutscher Madel, w schronach, w nieustannym lęku. Pamiętając o polskiej czy żydowskiej martyrologii warto też mieć świadomość na jaki los skazali naziści swój własny naród.
Zawiodą się czytelnicy, którzy będą szukali w tej powieści odpowiedzi na pytania o korzenie faszyzmu. Zusak nie umie jednak wiele wnieść nowego do dyskusji dlaczego jedni Niemcy dali się uwieść Fuehrerowi a inni, nieliczni, pozostali wierni dobru i prawdzie. Od strony formalnej potrafi za to niekiedy zirytować czytelnika pretensjonalnym, udziwnionym językiem swej opowieści, niespodziewanym i nie zawsze zręcznym uderzaniem w poetycką strunę.
Dość trudno jest zresztą określić potencjalnego czytelnika Złodziejki książek. Zbyt dużo nagromadzonych tutaj drastycznych scen, zbyt wyrafinowana narracja by oddać książkę w ręce dzieci, nawet starszych; nastolatków zniechęcą zaś zapewne małoletni bohaterowie. Dla dorosłych powieść będzie zapewne zbyt infantylna.
Pomimo tych słabości jest jednak w Złodziejce książek jakaś wewnętrzna prawda, która przykuwa uwagę i wzrusza, która chyba przybliża do zrozumienia czasów pogardy. Zdecydowanie warto zmierzyć się z tą powieścią, warto ją polecić.... może co bardziej oczytanym gimnazjalistom?

10 lut 2008

oglądam sobie... M. Ignerska, P. Wechterowicz Wielkie marzenia



Wydawnictwo Znak zaczyna specjalizować się w publikowaniu DUŻYCH książek dla dzieci. Po Różowym prosiaczku do księgarń właśnie trafiły Wielkie marzenia. Oba tytuły łączy nie tylko firma wydawnicza, ale także nazwisko graficzki – Marty Ignerskiej. Przy tworzeniu oprawy graficznej Prosiaka współpracowała z nią Joanna Olech, Marzenia są zaś pracą artystycznie samodzielną.

Wielkie marzenia budzą (podobnie zresztą jak Prosiaczek) mieszane uczucia. Z pewnością oszałamiają rozmachem, wielkością, różnorodnością i mnogością pomysłów artystycznych. Dziecko może prawie pełzać po ogromnych kartonach ilustracji, cieszyć się odnalezionymi perełkami- obrazkami... Niektóre z rozkładówek (marzenie studni!) z pewnością uruchomią doskonałą, wspólną zabawę rodzica z dzieckiem w wyszukiwanie śmiesznych i ślicznych szczegółów. I zapewniam; obie strony w tym czasie nie będą się nudzić... Bardzo silną stroną książki jest niezwykle inteligentna współpraca ilustratora z autorem tekstu. Przemysław Wechterowicz krótkimi, jednozdaniowymi formami literackimi mieszczącymi się w poetyce surrealizmu, czy też może absurdu uwalnia burzę graficznych skojarzeń Ignerskiej. Dużo przy tej książce będzie okazji do wspólnych rozmów: o świecie, o marzeniach, o naturze różnych rzeczy i zjawisk... Autorzy łamią bowiem stereotypy, łączą przeciwieństwa, zaglądają za kotarę pozorów, prowokują do myślenia. Ogień marzy o wstąpieniu do straży pożarnej , słońce o okularach.... przeciwsłonecznych! Studnia tęskni do oceanu.
Przed pełnym zachwytem skutecznie powstrzymuje jednak recenzenta przyjęta przez Ignerską specyficzna maniera ilustratorska, koncept edytorski. Bardzo podoba mi się „co” artystka narysowała, bardzo mi się nie podoba „jak”. Wydaje się zresztą, że Wielkie marzenia są reprezentatywne dla ogólniejszego trendu, który daje się zaobserwować w polskiej sztuce ilustracji dziecięcej (czy może szerzej : sztuce projektowania książek dla dzieci). Węszę tutaj – wyznaję to bardzo nieśmiało – jakiś spisek. Ktoś musiał okropnie oszukać kilku polskich prominentnych grafików, ktoś wprowadził ich w błąd...
Szanowne Panie Graficzki: to nieprawda, że dzieci lubią zgaszone, brunatno-rdzawe barwy! To nieprawda, że nasze pociechy szaleją za brązami, czerniami i purpurą obrzuconą szarością.
Szanowne Panie Graficzki dlaczego cały niezwykle interesujący ruch polskiej „alternatywnej książki dla dzieci” to ponure BURASY ? Książki Grażki Lange, Marty Ignerskiej , Moniki Hanulak, Anny Niemierko wyglądają tak, jakby artystki uparły się by doprowadzać dzieci do depresji. Dlaczego Wielkie marzenia zostały narysowane na brązowawym, wyblakłym PAPIERZE PAKOWYM ??? Rozumiem, że nasi ilustratorzy są zbrzydzeni taplającymi się w orgii kolorów „produktami disnejopodobnymi” i chcą zaproponować coś radykalnie opozycyjnego. Ale , na Boga!, nie można przecież stawiać idei i konceptu artystycznego ponad i poza upodobaniami dziecięcego odbiorcy!

Cóż opinia moja subiektywna i laicka. Prorokuję jednak, że Wielkie marzenia nagrody za ilustrację i tak mają już zapewnione. Jury graficzne uwielbiają przecież te burasy....

24 sty 2008

Lepsi są ...



Tu miało być o ślicznej książce wydanej przez Media Rodzina: Chodzi, chodzi baj po ścianie... To taki zbiorek krótkich wierszy Kazimiery Iłłakowiczówny. Ale wzięła Joanna Olech i tak dobrze oraz celnie o tym tomiku napisała, że nie mam nic mądrego do dodania.

17 sty 2008

rodzinna chwała zająców :-)



Nie mogę się powstrzymać przed zamieszczeniem filmiku z otwarcia wystawy mojej ukochanej tkaczki Joanny Lohn-Zając. Zbieżność nazwisk NIE JEST PRZYPADKOWA :-) Mało widać rzeczoną Joannę, ale bardzo widac jej tkaniny.
Wystawa z Kamiennej Góry (wrzesień 2007)

16 sty 2008

czytam sobie... Pamiętnik Cathy




Coraz więcej jest takich książek. Skierowanych do nastolatków, stanowiących wyzwanie dla tradycyjnej formuły komunikacyjnej książki, ale za to silnie starających się odpowiadać na oczekiwania i przyzwyczajenia członków netgeneracji. Pisałem o nich wcześniej jako o „książkach konwergencyjnych”: nielinearnych, interaktywnych, wychodzących poza papier i tekst, dopełniających się gdzieś na zewnątrz, flirtujących z innymi mediami, niedomkniętych okładkami i drukiem.
Opublikowany niedawno przez Egmont Pamiętnik Cathy jest chyba najdoskonalszym przykładem tego trendu wydawniczego czy też może lepiej powiedzieć medialnego. A może multimedialnego?
W sferze literackiej Pamiętnik... to dynamiczna mikstura chyba wszystkich gatunków i konwencji jakie mogą zainteresować starszych nastolatków: powieść obyczajowa, romans, kryminał, thriller, science fiction. Cathy, siedemnastolatka mieszkająca w Kalifornii musi poradzić sobie z trudną sytuacją: jej chłopak porzucił ją bez żadnej przyczyny! Już wcześniej jej życie nie było zbyt szczęśliwe –ciążyła nad nim przedwczesna śmierć ojca. Kiedy Victor odchodzi od niej w tajemniczych okolicznościach zaczyna – przy odrobinie pomocy ze strony swej najlepszej przyjaciółki Emmy - prawdziwe śledztwo. Rezultaty przechodzą wszelkie oczekiwania. Dziewczyny zostają wplątane w niezwykłe wydarzenia, których początków trzeba szukać w Chinach przed wiekami i tamtejszych mitach o Nieśmiertelnych. Powieść ma niezwykłe tempo: pościgi, walki, zaskakujące zwroty wydarzeń nie pozwalają nawet na chwilę oddechu. Specyficznego, tajemniczego nastroju dodaje książce egzotyka chińskiej dzielnicy San Francisco, która jest sceną dużej części wydarzeń. Całość doprawiona jest sporą dozą sarkastycznego poczucia humoru
Autorzy dostarczają czytelnikom wiedzę o wydarzeniach w sposób, który można by nazwać chyba „mozaikowym”. Na tkankę Pamiętnika.... składa się bowiem drukowany tekst (podany w formie dziennika), w jego ramy wplecione są jednak także zapisy internetowych „rozmów” za pomocą komunikatora typu „gadu”, ilustracje, komiksy, rysunki z dokładnymi opisami strojów bohaterki i stosowanych przez nią kosmetyków. Dodatkowo na taką mozaikę nałożone są „ręczne” dopiski Cathy przeznaczone dla najbliższej przyjaciółki; notki, złote myśli i bazgroły, które w zamyśleniu kreśli się na marginesach.
Najbardziej zaskakującym komponentem książki jest jednak plastikowa koperta przyklejona wewnątrz pierwszej strony okładki. Czego tam nie ma! Podarte w rozpaczy „zdjęcie Victora”, papierowa chusteczka ze szminkowym odciskiem ust bohaterki, wycinki z gazet dotyczące treści powieści, menu z restauracji, portrety postaci „narysowane” przez Cathy, urzędowe akty urodzenia i śmierci bohaterów i wiele innych „prawdziwych” artefaktów związanych w Pamiętnikiem.... Czytelnik, który zbada je dokładnie ma szansę znacznie poszerzyć swoja wiedzę na temat wydarzeń opisanych w części tekstowej.
Trudno czytać historię Cathy w tradycyjny, linearny sposób. Liczne elementy ikoniczne, dodatkowe zapiski, komentarze, załączone przedmioty powodują, że odbiorca musi porzucić przyzwyczajenia mieszkańca Galaktyki Gutenberga. Nie dojdzie do niczego ten, kto będzie starał się zapoznawać z tą historią czytając od lewej do prawej i od góry do dołu. Fragmenty -czy jak kto woli - strzępy narracji rozrzucone są tu po całej płaszczyźnie rozłożonych kart książki, przyjmują postać tekstu, ikony (ilustracji) czy tez – jak w komiksie – ikonotekstu.
Ale to jeszcze nie koniec. Książka nie kończy się z zamknięciem okładek. Czytelniczki mogą ruszyć na specjalnie przygotowaną stronę www, gdzie przygoda trwa dalej! Co się stało z Cathy PÓŹNIEJ czy ruszyła za Victorem i innymi nieśmiertelnymi? Na stronie internetowej można wziąć udział w grze telefonicznej, nagrywać wiadomości dla innych internautów, odgadywać tajemne kody, ale także dyskutować na forum z innymi czytelnikami. Aby wykorzystać wszystkie opcje, należy wracać do książki szukać ukrytych znaków i wskazówek... Niestety, polscy odbiorcy Pamiętnika Cathy nie mają takiej szansy. W internecie zamontowana jest jedynie amerykańska i brytyjska strona www książki.
Niezwykła książka, eksperymentalna, wymykająca się łatwym ocenom: z pewnością będzie bardzo odpowiadać starszym nastolatkom przyzwyczajonym do migotliwego, mozaikowego świata współczesnych mediów. Starszemu czytelnikowi trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że wszystkiego tutaj ZA DUŻO: akcji, ilustracji, dialogów, konwencji, gadżetów (narracyjnych i załączonych papierowych). Trochę za mało zaś przestrzeni na refleksję nad tym co się przeczytało. Ale może odbiorcy z netgeneracji tę przestrzeń jednak tam znajdują ....

Zagadkowe porażki wydawców :-)

Dość często zdarza się, że wydawnictwa polskie publikują wielkie zachodnie hity i rezultaty sprzedaży są ... bardzo dalekie od oczekiwań. W literaturze dziecięcej można łatwo znaleźć kilka przykładów takich zawodów: Dahl (który bardzo długo w Polsce nie mógł się przebić), pierwsze wydania Tolkiena (te o których mało się pamięta, z końca lat ’60.). Wydawcy zachodzą w głowę „co się stało ?” , często mówią o mistyce rynku książki , o jego nieprzewidywalności. Rzeczywiście: nikt nie potrafił mi wytłumaczyć dlaczego Polacy nie pokochali Hawkinga (superbestsellerowa Krótka historia czasu, która u nas nie wzbudziła entuzjazmu) a pokochali Whartona czy (Jonathana) Carolla, prawie poza naszym krajem nieznanych? Byłem na spotkaniu z Coelho w Niemczech. Odbyło się w NIEDUŻEJ kawiarni. U nas pewnie Kongresowa nie byłaby zbyt wielka ...

Skąd te refleksje? Oto do autorów w Polsce „przegapionych” zaliczam także Philipa Pullmana. Teraz sytuacja (dzięki filmowi z Nicolle Kidman) pewnie się zmieni. Ale pierwsze edycje długo nie znajdowały większego rozgłosu ... A całkiem przypadkiem znalazłem ostatnio pierwsze wydanie Mrocznych materii , sygnowane przez Prószyńskiego ;

Cóż, niezwykła uroda ... Mam nadzieję, że w tym przypadku wydawca nie mówił nic o „mistyce rynku ksiązki”.

Myślę sobie, że z podobnych przyczyn przepadło onegdaj pierwsze wydanie Hobbita ilustrowane przez ... Maśluszczaka, który (jakkolwiek nieporównywalnie doskonalszy artystycznie od pacykarza, który „ilustrował Pullmanana), zupełnie nie czuł konceptu Tolkiena...

2 sty 2008

czytam i oglądam sobie...: W. Erlbruch Straszna piątka


Pewne zwierzęta nie są specjalnie lubiane. Misia każde dziecko lubi (chociaż między nami mówiąc, jak się popatrzyć dokładniej na mordę niedźwiedzia ... ciarki przechodzą. Spróbujcie tego kiedyś w zoo). Ale już taka – na przykład – hiena nie jest tak powszechnie lubiana. Ze znanych przyczyn, związanych chociażby z menu ... (chociaż miedzy nami mówiąc, to co jedzą misie również nie zawsze jest miłe. Misie miały jednak świetnego specjalistę od Public Relations – Milne’a). Zabawki – hieny chyba żadne dziecko nie przytula przed zaśnięciem. Ani pluszowego nietoperza, ropuchy, szczura czy pająka.
Książeczka Wolfa Erlbrucha opowiada właśnie o spotkaniu tej piątki – Strasznej piątki. Początkowo wydaje się, że z tego spotkanie nic dobrego nie wyniknie. Obrzydliwe zwierzaki opowiadają sobie nawzajem jakie są obrzydliwe. Szczur przyzłośliwia ropusze, nietoperz pająkowi, a cała czwórka ma wrażenie, że hiena ... śmieje się z nich. Padlinożerca jednak chyba bardziej uśmiecha się niż śmieje. Dołącza do zgnębionych i zgorzkniałych kompanów i szybko zmienia ich nastroje. Gra na saksofonie i to pięknie gra! „ Było miło” mówi po chwili „i na pewno wszyscy zapomnieliście, że ja właściwie też wyglądam obrzydliwie”. Po chwili okazuje się, że każdy z brzydali cos fajnego potrafi. Ten gra na gitarze, ten świetnie gwiżdże. Ropucha piecze super naleśniki! I zaczynają się zaraz bardziej lubić, i potrafią wspólnie coś dobrego zrobić, i dzięki temu ich brzydota przestaje się liczyć: dla nich i dla innych.
Bardzo ładna opowieść, raczej prosta i niezwykle ważna. Erlbruch niektórym przypomina, innym uświadamia trudne jednak prawdy: nie zawsze piękno i dobro mieszkają w jednym ciele. Nie zawsze to co WSZYSCY uważają za złe jest rzeczywiście odrażające. Straszna piątka to wołanie o tolerancję. Ale także – na całkiem innym poziomie interpretacji - pozytywne przesłanie dla tych, którzy wolą lustra omijać z daleka... Jakże często dzięki „życzliwej” pomocy otoczenia!
Straszna piątka to książka obrazkowa i bezwzględnie o obrazkach wspomnieć tu trzeba. Spotykamy tu innego grafika - Erlbrucha niż np. w Wielkim pytaniu. Ilustracje są znacznie bardziej nasycone szczegółami, niż w poprzednich, znanych w Polsce, minimalistycznych realizacjach tego autora, jakkolwiek utrzymane są w podobnej, pastelowej kolorystyce. Artysta odwołuje się do maniery ilustratorskiej z przełomu XIX i XX wieku (ubiera swoich zantropomorfizowanych bohaterów nawet w stroje z tej epoki). Ważniejszy pewnie od maniery jest jednak zamysł Erlbrucha na grę obrazu z tekstem. Oto na początku ropucha i nietoperz i szczur narysowane są tak, że wyglądają rzeczywiście wrednie i podle. Wraz z nowym nastrojem ich rysy łagodnieją, pyski upiększają uśmiechy. Na ostatnich stronach „straszna piątka” to już fajne, miłe „kolesie”. Chociaż jak się lepiej przyjrzeć ... nie różnią się wiele WYGLĄDEM od swoich wizerunków ze stron początkowych.
Pamiętacie? Najważniejsze jest przecież niewidoczne dla oczu !