3 mar 2008

Czytam sobie....: C. Funke Opowieści straszne i niestraszne


Cornelia Funke kojarzy się dużej części recenzentów i badaczy literatury dziecięcej głównie z Królem Złodziei i trylogią Atramentową, utworami ambitnymi, (bardzo) wysoko ocenianymi przez krytykę, skierowanymi do 11-14 latków. Warto jednak zauważyć, że na naszym rynku funkcjonuje już sporo tytułów tej autorki przeznaczonych dla młodszych odbiorców. Nie należą one może do tej ekstraklasy, co wyżej wspomniane powieści, ale to też bardzo solidna i zdecydowanie warta dostrzeżenia strawa literacka dla dzieci młodszych.
Dobrym przykładem tego nurtu w twórczości Funke są świeżutko opublikowane u nas przez Egmonta Opowieści straszne i niestraszne. Tom zawiera 30 krótkich opowiadań, takich naprawdę krótkich – dobrych do czytania na głos, idealnych do zrealizowania postulatu „20 minut dziennie”. Opowiadania są urocze, każde jest jak mała perełka: zabawni bohaterowie, zaskakująca pointa, czasami łza jakaś się wymknie, czasami dreszczyk po plecach przeleci. Nad całością zaś unosi się eterycznie i prawie niedostrzegalnie... duch terapeutyczny. Funke snuje historie, które odwołują się do lęków dzieciństwa bądź bezpośrednio (zamknięcie, zgubienie się), bądź pośrednio: poprzez figury literackie (potwory, duchy, zjawy). Tytuł zbioru jest zresztą ładnie dwuznaczny: zapowiada opowiadania, które są straszne tylko na początku i pozornie, ale również może być interpretowany jako miks utworów „z dreszczykiem” i takich „zwykłych”. Obie interpretacje tytułu są zresztą słuszne!
Lęki dziecięce w Opowieściach strasznych i niestrasznych są oswajane albo demaskowane. Smoki nie zawsze są straszne, ale jeżeli nawet taki się trafi – można go pokonać. Duchy same potrafią być nieszczęśliwe i wymagają pomocy. Ciemne Chłodne Zatęchłe Strychy łatwo zamienić w przytulne miejsca. Funke to nowoczesna pisarka, stara się więc wyjść naprzeciw tym dużo straszniejszym lękom dzieci, daleko straszniejszym niż Potwory czy Duchy. Pokazuje, że można dogadać się z „nowym” ojcem i że odejście kochanego dziadka również można przetrwać. Pasuje do tego tomu jak ulał bettelheimowskie określenie „cudowne i pożyteczne”. Zrealizowane zostało tutaj w najlepszym wydaniu. Także dosłownie - warto zwrócić uwagę: przyjemnie wziąć do ręki taką odrobinę staroświecka edycję, twarda oprawa, w ćwierćłpłótnie, z wyklejkami, drukowaną na dobrym, grubym papierze.
Jednej rzeczy wszakże nie potrafię zrozumieć: nota zamieszczona na odwrocie strony tytułowej zdradza, że opowiadania zostały zaczerpnięte z 5 tomików niemieckiej serii Lwy czytelnicze. Poszczególne jej tomy zawierały utwory powiązane tematycznie: opowiadania „ze strychu”, „z plaży”, „rycerskie”, „o potworach” i „o zwierzętach”. Dlaczego redaktorzy Egmonta zdecydowali się pomieszać i przeplatać utwory z poszczególnych tomów oryginału? Dla czytelnika – nawet jeżeli nie zna niemieckiego i nie czytał odpowiedniej noty – bardzo szybko jest oczywista owa „pięciotematyczność” opowiadań! Drobiazg to jednak i nie psuje szczególnie przyjemności z lektury.

Brak komentarzy: