17 paź 2009

Czytam sobie ... Marcus Zusak „Posłaniec”


Dziwne było moje czytanie tej książki: pamiętając Złodziejkę książek odczuwałem silną potrzebę kontynuacji znajmości z Markusem Zusakiem. Jednak pierwsze próby lektury, pierwsze strony były mało zachęcające... Zanosiło się, że książka utknie w stosie niepowodzeń czytelniczych. Zwłaszcza bohaterowie Posłańca nie wydają się początkowo zasługiwać na bliższe poznanie. Są antypatyczni; apatyczni, leniwi i jacyś tacy.... przybrudzeni. Młodzi ludzie, koło dwudziestki mieszkają w slamsie małego australijskiego miasta, spędzając czas na trwaniu, urozmaiconym prostymi rozrywkami; karty , piwo czy tanie wino, gadanie o niczym. Są albo bezrobotni albo wykonują najmniej angażujące prace. No, nudna jest ta książka na początku! I irytująca. Nawet pojawienie się anonsowanych w zapowiedziach i reklamach „zadań”, które narrator otrzymuje w postaci adresów zapisanych na kartach do gry jakoś początkowo nie nadaje Posłańcowi dynamiki... Później jednak jest coraz smaczniej. Każde kolejne zadanie mocniej ubarwia powieść, nadaje jej nowych wymiarów i sensów. Za każdym adresem zapisanym (albo zaszyfrowanym na karcie) stoją bowiem niezwykłe, smutne, tragiczne, piękne historie Historie ludzi w ten czy w inny sposób pokonanych przez życie, przez los. Los, który – jak głosi znane powiedzenie - rozdaje różne karty!

Powieść Zusaka po części jest o tym, że często karta, która może początkowo wydawać się blotką w rzeczywistości okazuje się być asem. Działania głównego bohatera dalekie są od heroizmu, przeciwnie: są żenująco małe i skromne. Ich efekty zaś: ogromne ! Zusak pokazuje jak mało czasami trzeba by naprawić i poprawić świat. Podarowanie pustego pudełka po butach... kupienie loda.... obdarowanie kompletem lampek choinkowych.

Posłaniec jest też o tym samym co - toutes proportions gardéesWładca pierścieni: każdy, nawet najmniejszy, najsłabszy, najnędzniejszy posiada w sobie moc sprawczą do największego czynu: niesienia dobra!

Posłaniec jest wreszcie też o tym, że takie czyny zbawiają także samego ... no własnie: posłańca! Taksówkarz Ed realizując polecenia nieznanego zleceniodawcy (Boga ? Losu?) jest nie tylko dobrą kartą dla ludzi, do których przybywa. W ostatecznym rozliczeniu sam zyskuje oświecenie i dobre życie. Pod koniec lektury czytelnik wybaczy Zusakowi początkowe strony powieści. Taka ekspozycja była konieczna, aby dojmująco pokazać punkt, w którym Ed taksówkarz ugrzązł.

Zusak prowadzi narrację prostym językiem i stylem, w patos - owszem - wpada, ale umie go złamać gorzkim nieraz poczuciem humoru. Umie też wzruszać, och, umie!

Bo to bardzo wzruszająca literatura. Pewnie niekoniecznie genialna powieść: Zusak serwuje czytelnikowi trochę tanich sztuczek i znanych zagrywek (takich co dają efekt cebulowy), przewidywalność rozwoju wypadków jest duża. Złośliwi mogliby powiedzieć, że przy lekturze przypominają się terapeutyczne Balsamy dla duszy. Cóż, jeśli nawet ...

Jestem gotów powyższe Posłańcowi wybaczyć: to jedna z tych książek, po których przeczytaniu jest przyjemniej na duszy a i nadziei w sercu więcej mieszka.


Tylko nie bardzo wiem, kto ją będzie czytał... Rzecz nie jest dla dzieci, nawet tych starszych, bo to i za duzo brutalizmów i wódy i seksu. A i doświadczenia własne jakieś by się przydały, dzięki którym można opowieść Zusaka pojąć w pełni i uwewnętrznić. Ja bym Posłańca polecał 15-18 latkom z liceów (angielskie określenie young adults wyjątkowo tu pasuje!). Chłopcy może mniej się będą chcieli wzruszać, ale dziewczynom na pewno się spodoba.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

To wyjątkowo dobra recenzja! Brawo. Moje odczucia sa bardzo podobne. Tyle, że moim zdaniem to książka dla dorosłych. Po prostu. Bo przecież 50-cio latek też potrzebuje zastrzyku nadziei. I wiary w to, że los rozdaje karty, l;ecz to my nimi gramy :)

chwila60 pisze...

Też myślę, ze trafnie to ujęłaś. A co do odbiorców to zdecydowanie nie dla dzieci, ale taki nastolatek już po 15 roku życia może przeczytać. Zachęci go humor a może i czegoś przy okazji się nauczy:)

Miko pisze...

A ja odniosę się do początkowych zdań recenzji, w których autor pisze o antypatii do bohaterów powieści... Zdziwiłem się, bo we mnie Ed i jego ekipa (+ pies:) praktycznie od początku wzbudzali uczucia jak najbardziej pozytywne! Właśnie dlatego, że są po prostu takimi sympatycznymi swojakami:) A cała książka? Rewelacja, polecam!