25 lis 2007

czytam sobie ... G. Leszczyński: Magiczna biblioteka

Grzegorz Leszczyński: Magiczna Biblioteka. Zbójeckie księgi młodego wieku.

Ta książka ma jedną zasadnicza wadę: to nie ja, niestety, ją napisałem. Oraz nie byłbym w stanie napisać. I jeszcze długo nie będę. Przykre i dojmujące odczucie.

Myślę sobie, że rodzima refleksja nad literaturą dziecięcą od dawna czekała na takie opracowanie jak Magiczna biblioteka. Brakowało bardzo pracy, która dotykałaby wszystkich najważniejszych wątków we współczesnej literaturze dla najmłodszych. Pracy, która byłaby przewodnikiem dla bibliotekarzy i nauczycieli po meandrach zbudowanych ze stosów książek w księgarniach.
Grzegorz obrzydliwie dobrze wszystko sobie tutaj obmyślił i zaprojektował. Czytelnik dostaje tutaj porcję błyskotliwej, super erudycyjnej eseistyki, ale także rozbudowany komponent „narzędziowy” (wydzielone listy książek polecanych, różne „kanony”, listy książek nagrodzonych, listę stron internetowych). Ja myślę, że bibliotekarze od dawna czekali na taką książkę: bierzesz - używasz, zaglądasz – dostajesz gotowe porady lekturowe dla czytelników!
Obie płaszczyzny publikacji (refleksyjna i pragmatyczna) zostały wspaniale połączone konceptem edytorskim, o czym za chwilę i niżej więcej będzie.

Ogromną, niemożliwą do przeceniania zaletą opracowania Leszczyńskiego jest aktualność. Autor nie popełnia (tak częstego w naszej refleksji nt. dziec.litu) grzechu omawiania jedynie i głównie rzeczy klasycznych. Nie sławi jedynie Musierowicz i Konopnickiej i Andersena i Endego (celowo tak zestawiam !), ale znajduje bezbłędnie rzeczy nowe i wartościowe i kontrowersyjne. Czytelnik po raz pierwszy od-nie-wiem-kiedy dostaje do rąk opracowanie, które chyba nawet wyprzedza swój czas!

Zawiść zawodowa wyje we mnie teraz w proteście, ale nie mam innego wyjścia niż przyznanie z najwyższą niechęcią, że ksiązkę Leszczyńskiego powinny kupić OBOWIĄZKOWO wszystkie (WSZYSTKIE!) biblioteki publiczne dla dzieci i szkolne. Zwyczajnie – kupić a potem (bibliotekarze) nauczyć się na pamięć.
To samo zresztą powinni zrobić nauczyciele w szkołach podstawowych i gimnazjach. Jako aktualizację kursów dziec.litu, które mieli na studiach.

Ale to jeszcze nie wszystko... Rzecz jest rewelacyjnie wydana. Ja już nawet nie mówię o dobrym papierze, twardej oprawie, doskonale wybranych i przygotowanych do druku kolorowych ilustracjach (nareszcie! Do tej pory polską specjalnością bywały publikacje poświęcone książce dla dzieci pozbawione ilustracji!).
Ujęła mnie książka Leszczyńskiego nowoczesnym konceptem edytorskim, konceptem idącym w stronę hipertekstowości. Czytelnik może bowiem zapoznawać się z esejami Grzegorza, może też równocześnie (chociażby dla odpoczynku) przeglądać sobie książkę w dowolnym kierunku, zapoznawać się wybiórczo i swobodnie z równolegle podanymi notami na temat książek wybranych przez autora do „Kanonu Na Początek Wieku”. Mamy tu w jakiejś mierze do czynienia z konceptem „książki w książce”.

Zawiść (zielona i sącząca się jak jad węża) każe mi koniecznie podać zastrzeżenia:
1. Część esejów podana jest językiem bardzo uczonym i hermetycznym i można ugrzęznąć („Wielki początek”) i te partie stylistycznie gryzą się lekko z wspaniałą szarżą szczególnie z części drugiej („gówienko” we fragmencie dotyczącym Erlbrucha).
2. Trochę wbrew temu co napisałem powyżej: mimo wszystko za dużo jednak w eseistyce o tekstach, które (w moim przekonaniu) są martwe i już takimi chyba pozostaną, czy nam się to podoba czy nie! Nie przepadam więc za pisaniem o baśniach klasycznych i Konopnickiej. Ale z drugiej strony: wszystko z nich, więc jak pominąć?
3. Trochę brakuje mi ODDZIELNEJ części poświęconej omówieniu związków i flirtów i niechęci pomiędzy literaturą dziecięcą a przekazami innych mediów. O tym jak się nawzajem tworzą i/lub niszczą. O internecie i dziec.litowym życiu internetowym.
4. Dla moich prywatnych osobistych zainteresowań zabrakło bardziej szczegółowych rozważań związanych z KSIĄŻKĄ dla dzieci, edytorstwem. (książki zabawki, książka obrazkowa, książka multimedialna, etc.). Dzięki Bogu! Może ja coś napiszę???? Część książki Grzegorza poświęcona ilustracji mogła pójść w tym kierunku, ale nie poszła (mimo podtytułu, który trochę więcej obiecuje niż realizuje). To akurat lepiej bym napisał – o narastającym w światowej książce obrazkowej nurcie grafiki narracyjnej, przejmującej rolę słowa. Grzegorz jest miłośnikiem SŁOWA przeciw obrazowi i pewnie dlatego trend zaznaczył, ale się nie wgłębił.

Tę zastrzeżenie nie zmieniają jednak w niczym
(bo to i drobiazgi, niestety!)
radości i przyjemności
(żółcią zawiści jedynie popsutych)
wynikających z posiadania i czytania Magicznej biblioteki.

Ale któregoś dnia ... jak będę starszy.... To też tak napiszę i wydam !

2 komentarze:

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

Tak interesująco opisał pan tę książkę, że zaraz znalazłam stronę, na której mogłam ją zakupić. Z pewnością przyda się w mojej pracy bibliotekarskiej. Szkoda tylko, że wszystkie tego typu nowości muszę zakupować z własnej kieszeni, bo oczywiście SZKOłY NA NIC NIE STAć!!