7 lis 2007

Dla dzieci ? Dla dorosłych ?

Czytając anglojęzyczne artykuły fachowe dotyczące rynku książki dla dzieci coraz częściej można natknąć się na tęskne marzenia wydawców o tytułach cross-over . Takich, co to dzieci by lubiły bardzo, a i dorośli chętnie by sami sobie prywatnie, dla śmiechu albo wzruszenia podczytali. Oczywiście, nie tylko książki tutaj wchodzą w grę... No krótko mówiąc sen o Shreku !
Ale nie o tym teraz będzie!
Czasami oto pojawiają się książki, które są albo intencjonalnie skierowane do dorosłych, a ubrane w kostium literatury dla dzieci (no, no? Pamiętamy te słynne przeprosiny we wstępie? Że Leonowi Werth się dedykuje?) albo być może planowano je jako cross over, a wyszło jedynie dorosłe czytanie...
Potem jest kłopot z takimi tytułami. Dla wszystkich. Kłopotliwe są. Ale często wielkiej urody. Jedną z takich książek – dla mnie przynajmniej! – jest Książka o Smutku Michaela Rosena z ilustracjami słynnego Quentina Blake’a. Opowieść ojca o przeżyciach i stanach emocjonalnych po śmierci ukochanego dziecka jest tak dojmująco, rozpaczliwie, rozdzierająco smutna, że nie bardzo sobie wyobrażam jakiemu dziecku można ją pokazać. Książka jest przepiękna, także jako przykład rozumiejącej się współpracy grafika i pisarza, a w efekcie gry słowa i obrazu.
Książka Rosena znana jest w Polsce od dobrych dwóch lat. Mnie przyszła do głowy (razem z tematem niniejszego wpisu) przy lekturze Lisa (Fox) Margaret Wild i Rona Brooksa. Och, znowu ten lis! Ale to inny przedstawiciel gatunku niż ten od najważniejsze jest niewidoczne dla oczu... Książka obrazkowa, której jest bohaterem, to opowieść o miłości, wierności, ułudach i marzeniach, ale przede wszystkim o nierozwiązywalnych dylematach i dramatach wieku średniego. Upierałbym się, że nie jest w stanie Lisa zrozumieć nikt, kto nie świętował wcześniej swoich 40 urodzin....A może zresztą lis od tandemu Wild/Brooks to ten sam zwierzak co u Saint Exuperiego, tylko po przejściu smugi cienia?

Inna jeszcze książka obrazkowa do tematu „książek dorosłych w dziecięcym kostiumie" mnie przyprowadziła- Czerwone drzewo (Red tree) Shauna Tana z Australii. Czy zechcielibyście teraz moi Szanowni Czytelnicy (mam nadzieję, że istniejecie?) wyobrazić sobie przeprowadzoną oszczędnym, poetyckim językiem analizę depresji ? Z ilustracjami niedaleko od Beksińskiego ? Wyobraziliście sobie już ? No, to wiecie jak wygląda Czerwone drzewo. W takie dni jak dzisiaj, listopad i leje i szansy na słońce (co to jest słońce???) żadnej, w takie dni nie radziłbym NIKOMU otwierać książki Tana. Jest tam na ostatniej stronie nadzieja jakaś, tytułowe Czerwone Drzewo nadziei rozkłada liście, ale....

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

a ja ze swoimi dziećmi przeczytałam "Książkę o smutku" - jest smutna, ale szczera. Być może to, że czytaliśmy ją razem pomogło im i nie było to dla nich traumatyczne przeżycie.Wydaje mi się, że najgorsze w literaturze 'dziecięcej' jest udawanie- udawanie mądrości, poczucia humoru (którego tak naprawdę się nie posiada..), udawane oburzenie, również silenie się nas postępowość. Szczera opowieść, choćby smutna, wzbudza szacunek, prowokuje do rozmowy. Zgadzam sie z Philipem Pullmanem, który napisał kiedyś, że niektóre tematy są za poważne dla dorosłych i mogą być 'rozpatrzone' tylko w literaturze dziecięcej.

Tak na marginesie - swój doktorat napisałam o podwójnym adresacie w literaturze dziec. i zajmowałam się również 'crossover literature' i 'nostalgia books' - chętnie podzielę sie spostrzeżeniami.

zając pisze...

O literaturze cross over będzie okazja na pewno jeszcze pisać i dyskutować, bo to superinteresujący i istotny (szczególnie ostatnio) temat!

Niestety, nie przychodzą mi do głowy bieżące przykłady tego "udawania" o którym Pani pisze...?
Co do opinii Pullmana to jednak wydaje mi sie, że to bardziej efektowny cytat, taki bon mot (?), niż porada dla pisarzy :-)

Anonimowy pisze...

Pullmana 'wyrwałam' z kontekstu - mówił o tym, że literatura dla dorosłych od wielu lat zajęta jest 'sobą', swoją tekstualnością (jest narcystyczna?)a za to coraz mniej przygląda się światu i swoim bohaterom. W skrócie: przewaga metafikcji nad fikcją. O tyle niebezpieczne, że w takim 'zamkniętym kręgu' temat bardzo szybko się wyczerpuje. Taki literacki 'chów wsobny'.
A co do udawania, na przykład postępowości, to dla mnie takim przykładem jest wspomniany przez Pana "Czerwony Kapturek"..