16 mar 2008

Są kraje, gdzie biblioteki widać z daleka ....



źródło: (chyba) pinkthething

12 komentarzy:

Agata pisze...

super fotki. Tylko pozazdrościć takich bibliotek.

Anonimowy pisze...

To w Ameryce prawda ? Jak dla mnie trochę zbyt dosłowne ;-)

zając pisze...

Ja wiem , że to subiektywne ergo niedyskutowalne, ale się okropnie nie zgadzam z agnieszką_azj!

Że niby co? Że biblioteka powinna być dyskretnie schowana?

W dzisiejszych czasach Biblioteki musza krzyczeć, że są!

Unknown pisze...

Piękne, tyle że w Polsce zaraz byłby problem i referendum jakie tytuły umieścić. I obawiam się, że obok Mickiewicza i Norwida wciśnięto by "dzieła" Papy Giertycha

Anonimowy pisze...

Panie Michale,
wiem, że "de gustibus... itd.", ale między "dyskretnie schowana" a tak "łopatologiczną" koncepcją bryły jak w tym wypadku mieści się jeszcze wiele mozliwości.

Warszawski BUW na przykład.

Unknown pisze...

Agnieszko,
czy naprawdę uważasz,że BUW jest pomiędzy "dyskretnie" a "łopatologicznie"?
Zresztą według mnie, problem tkwi bardziej w dostępności (dobre miejsce i godziny-dni otwarcia).
Panie Michale, cicho to nie
ale żeby od razu krzyczeć?

zając pisze...

Tak. Krzyczeć, głosno i zdecydowanie. Bo to nieprawda , że ludzie wiedzą, że biblioteki sa dobre i potrzebne. Najczęściej w ogóle nie wiedzą gdzie są. Ludziom bibliotecznym się to w głowie nie mieści, ale tak jest :-)

Senhora Biata pisze...

Zgadzam się z Panem w 100%. U nas, jak się popatrzy na odrapany i "upiększony" graffiti budynek, to strach wejść do środka, bo nie wiadomo, czy w mordę nie dadzą. Zresztą mogą, bo obok jest sala gimnastyczna z tajskim boksem:)

Anonimowy pisze...

o. odezwę się znowu, bo rzecz tyczy architektury, a ja przecież nie w ilustracji, a w architekturze kształcona ;)
otóż wszelka dosłowność w architekturze zawsze mnie poraża, a nawet przeraża.. jestem zwolenniczką ukrytych treści, śladów prowokujących do zgłębiania sztuki jaką jest architektura. tak jak nie polubię nigdy fasady restauracji w kształcie ogromnego hamburgera, tak nie polubię biblioteki w kształcie wielkich książek.
trochę to takie pójscie na skróty, jakby projektantowi naprawdę nie chciało sie poszukać dalej, nieco zdeformowac prototyp, jakim w tym wypadku jest książka..
jako twórca stanowczo się sprzeciwiam takiemu sprowadzaniu sztuki do poziomu! do traktowania odbiorcy jak pół-inteligenta, który w innej formie niż dosłowna nie dostrzeże wartości i nie zaakceptuje budynku.. idąc tą drogą powinniśmy mieć przedszkola-powiększone misie, bary-wielkie hot-dogi, sklepy obuwnicze w kształcie butów... na przestrzeni dziejów w architekturze nigdy tak nie postępowano! szewc co najwyżej miał szyld o formie kozaka..
nie zgadzam się na takie traktowanie architektury! i mnie jako odbiorcy.

zając pisze...

Pani Iwono;
Bardzo dziekuję za komentarz!
Ja rozumiem taki punkt widzenia. Ale gdyby tak popatrzyć na rzecz z drugiej strony: Czy rząd książek ustawionych na półce nie każe czasami mysleć o jakimś architektonicznym (nie)porządku?
Ta klarowna, matematyczna, modernistyczna struktura formy kodeksu !!!
Jeżeli tak sie na to popatrzyć taka fasada jest właściwie BARDZO wyrafinowanym post-właśnie - modernistycznym żartem z konwencji urbanistycznych z poprzedniej epoki:-)
Z jeszcze innej strony : nie ma Pani - patrząc na takie rzędy książek - niekiedy skojarzenia ze "skyline" wielkich miast?

Czasami mam wrażenie, że europejscy intelektualiści są skłonni do uproszczonego myślenia "amerykańskie - wszystko jasne i oczywiste! - prostactwo". A ja nie podzielam tego poglądu wcale :-)

Anonimowy pisze...

o architekturze mogłabym naprawde długo, więc prosze mnie nie prowokować, bo Panu zdominuję bloga, a przecież mam swój ;)
co do dosłownych projektów, to w latach 80-90 minionego wieku, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, pojawiło się wiele realizacji o takich walorach. wpisywały się w pewien poboczny nurt postmodernistyczny ówczesnej architektury. wydaje mi się jednak, że współczesna architektura powinna iść krok dalej i poszukiwać formalnego wyrazu dla zmiany, jaka już dawno rozpoczęła się w innych gałęziach sztuki. przestrzeń publiczna nie może być miejscem rywalizacji form, ale ich współgrania, poszukiwania dialogu.
z architekturą jest ten "problem", że nie można jej, jak nieudanego obrazu, schować za szafę, albo wyrzucić...
zawsze będę całym sercem za "treścią" architektury, ale tą w wersji bardziej subtelnej, będącej rezultatem poszukiwań rozwiązania, a nie "pomysłu" w głowie projektanta.
jestem dialogistką, stąd moje podejście..
pozdrawiam serdecznie!

Karolina.ja pisze...

Na pierwszy rzut oka: bardzo mi sie podoba.

Na drugi: no moze nie bardzo, ale jednak.

A potem wyobrazilam sobie, ze przechodze kolo takiej biblioteki i poczulam sie jak w koszmarze. Uciekac, uciekac, uciekac!